17 października 2015

Rozdział II

            Pierwszy września był znienawidzonym dniem przez większość nieletnich obywateli Wielkiej Brytanii, a nawet całego świata, jednak znalazła się spora część brytyjskiej młodzieży, która na myśl o tym dniu czuła ogromną ekscytację i skutecznie wypierała myśl o tym, że niedługo zaczną się lekcje, sprawdziany, kartkówki, eseje, zadania domowe oraz że już dawno mieli odbębnić wakacyjne wypracowania. Dla nich liczyło się tylko to, że wracają do Hogwartu. Z pozoru dziwne mogło się wydawać to, że tak wielu uczniów tak kochało to miejsce, które właściwie nie było niczym więcej niż szkołą z internatem, jednak, żeby zrozumieć co czują młodzi adepci magii, trzeba było się znaleźć na ich miejscu.
            Każdy z uczniów tej szanowanej placówki, jaką był Hogwart, do końca życia zapamięta moment, w którym po raz pierwszy ujrzał to majestatyczne miejsce. Chwila z którą opuszczał stację Hogsmeade i wsiadając do niewielkiej drewnianej łodzi, zostawiał za sobą wszelkie niepewności i strach. Mając jedenaście lat, żyje się marzeniami, które bywają tak niezwykłe i pomysłowe, że mogłoby się wydawać iż są nierealne. Jednak wszystkie piękne sny spełniały się, gdy łódź sunęła po czarnym jeziorze, tworzące delikatne smugi na jego gładkiej jak zwierciadło tafli. Blask księżyca i latarni przymocowanych do łódek, których światło odbijało się delikatnie od powierzchni wody, rozświetlał noc i umożliwiał ujrzenie, piętrzącego się na wysokiej górze po drugiej stronie brzegu, ogromnego zamku. Zanurzając dłoń w jeziorze, odczuwało się przyjemne odprężenia, a gdyby wychylić się bardziej za krawędź łodzi, można było ujrzeć żyjące w wodzie stworzenia.
            Z łódek wychodziło się na błonia Hogwartu – rozległy zielony teren mieszczący się miedzy jeziorem, zamkiem, a lasem. Zakazany Las był niewątpliwie jednym z najmroczniejszych i najbardziej magicznych miejsc, jakie przyszło Lily poznać w swoim krótkim życiu. Niewielu przekraczało granicę i wkraczało w zacienioną strefę boru, który krył w sobie tak wiele tajemnic. Mówiono, że żyją tam wyjątkowo groźne stworzenia, o których nieraz opowiadał Hagrid – gajowy, mieszkający nieopodal tej puszczy. Oczywiście znalazło się kilka osób, które znalazły się w lesie. Często wysyłani byli tam w ramach szlabanu, penetrowali ciemne zakamarki boru wraz z gajowym, który miał ich strzec. Wracając stamtąd, chwalili się głośno tym, co udało im się ujrzeć, uważając się za wybitne jednostki. Niektórzy zakładali się o to, kto dłużej wytrzyma za granicami lasu, a takie zabawy zawsze przyciągały za sobą dużą liczbę zainteresowanych. Lily uważała to za okropną głupotę, nie widziała najmniejszego sensu w nadstawianiu karku dla stworzenia szumu wokół swojej osoby. Strasznie ją denerwowało szukanie poklasku, za pomocą swoich idiotycznych zachowań, takich jak zatracanie się puszczy Zakazanego Lasu, odstawianie pokazów na miotłach albo denerwowanie Wierzby Bijącej, która rosła nieopodal zamku. Gardziła ludźmi, których jedynym celem był posłuch wśród mas.
            Jednak błonia, jezioro i pobliski las stanowiły zaledwie namiastką, niewielki dodatek tego czym był Hogwart. Ośrodkiem całej tej magii był potężny, siedmiopiętrowy zamek z licznymi szpiczastymi basztami. Blask palących się pochodni, rozświetlał ciemność nocy przez strzeliste, witrażowe okna, sprawiając, że świetlista mgiełka wyznaczała uczniom drogę do wejścia. Ażeby dostać się do środka trzeba było pokonać dziesięciostopniowe, marmurowe schody, prowadzące do ogromnych dębowych drzwi, które wbrew oczekiwaniom nie były takie ciężkie i z łatwością można było je otworzyć. Za nimi krył się zupełnie inny świat. Wchodząc do sali wejściowej, wzrok od razu padał na sufit, a raczej na jego brak, bo pomieszczenie to było tak wysokie, że sklepienie nikło w mroku. To właśnie w tym miejscu oparta o chłodną, kamienną ścianę stała Lily i zerkała na wiszące klepsydry, w których liczba punktów była nadal równa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że panna Evans, która do tej pory była przykładną panią prefekt, wyglądała dość nietypowo. Bo jak inaczej w przypadku tej dziewczyny nazwać strój w jaki właśnie była ubrana? Co prawda miała na sobie mundurek, ale był on nieprzepisowy. Zamiast czarnej, plisowanej spódniczki założyła obcisłe spodnie z dziurami, które miała na sobie w pociągu, kilka guzików od koszuli miała niezapiętych, a bordowy krawat w złote paski zwisał niezawiązany na jej szyi. Tylko plakietka prefekta mówiła o tym, że Lily piastuje to zaszczytne stanowisko.
            Evans przyglądała się innym uczniom, którzy mijali ją, szepcząc coś po cichu między sobą, zmierzając do swoich dormitoriów. Uśmiechnęła się pod nosem, zadowolona ze swoje sukcesu. W Hogwarcie trudno być anonimowym, stwierdziła, zaczesując pasmo swoich rudych włosów za ucho.
- Lily? – Dziewczyna zwróciła głowę w stronę osoby, która właśnie się odezwała. Ucieszyła się na widok blondyna, który przyglądał jej się uważnie, tak jakby nie był pewien kogo właściwie widzi. Remus Lupin był jednym z niewielu osobników płci męskiej, których Evans tolerował, a nawet lubiła. Chłopak był osobą niezwykle sympatyczną, mądrą i ambitną. Lily czasami dziwiła się, jak to w ogóle możliwe, że ktoś taki jak Remus przyjaźni się z Huncwotami. Tak, przyjaźni, bo nigdy nie nazwałaby go Huncwotem. Lupin nie pasował do reszty tej zdegenerowanej paczki, która za punkt honoru obrała sobie złamanie wszystkich punktów w szkolnym regulaminie. Zdaniem dziewczyny marnował się przy nich. Wszyscy zawsze traktowali go jako postać drugoplanową, tego mniej przebojowego, mniej zabawnego i szalonego. Ciągle porównując go do jego przyjaciół, nie dostrzegali tego jak wspaniałą jest personą i że jest o wiele więcej wart niż inni Huncwoci.
- Wybacz, nie poznałem cię w  pierwszej chwili – mruknął, przekrzywiając delikatnie głowę, jakby chciał sprawdzić, czy pod innym kątem Lily wgląda równie dziwacznie. Ta pokręciła jedynie głową i stanęła wyprostowana, gotowa do długiej wspinaczki w kierunku wierzy Gryffindoru. Dopiero teraz zauważyła, że za Lupinem stoi gromadka dzieciaków, który wpatruje się w nich wyczekująco. Obowiązki prefektów nakazywały im zaprowadzić pierwszoroczniaków do ich dormitoriów. Zazwyczaj kończyło się to bólem głowy i ciągłymi pytaniami o to gdzie jest toaleta i czy muszą podawać hasło za każdym razem gdy chcą wejść do Pokoju Wspólnego. Lily westchnęła ciężko, wywracając teatralnie oczami.
- Miejmy to już z głowy.
***
                Emocje, jakie obezwładniały uczniami podczas pierwszych chwil spędzonych w Hogwarcie, były tak silne, że nie pozwalały młodzieży spać. A w takich momentach zazwyczaj studenci zaczynali robić wszystko by zabić czas i wytrwać do rana. Kończyło się to imprezami w Pokojach Wspólnych albo zamkowymi eskapadami. Dlatego też grono pedagogiczne tego dnia zniosło ciszę nocną i zezwalało uczniom na nocne spacery po zamku, wiedząc, że nie są w stanie ich od tego odwieść.
            Lily bardzo lubiła przechadzać się po uśpionym Hogwarcie. Czuła się wtedy wyjątkowo wolna i miała wrażenie, że wszelkie problemy znikają z jej małego świata, że nie ma już zmartwień ani przykrości, że całe zło wyparowało. Była tylko ona, otoczona przez kamienne mury słabo oświetlone blaskiem pochodni i śpiące w ramach obrazów postacie. Mogła wtedy spokojnie pomyśleć i zastanowić się nad wszystkim.
            Evans postawiła sobie cel i miała zamiar zrobić wszystko, ażeby go osiągnąć. Poczyniła już wstępne kroki, które wywarły na jej szkolnych znajomych niemałe wrażenie. Hogwart był ogromną szkołą i trudno nawet było powiedzieć ilu studentów sobie liczy, niemożliwym było znać każdego z imienia i nazwiska, a jednak paradoksalnie wszyscy zawsze wiedzieli o kim mowa, gdy pojawiały się najnowsze ploteczki. Tak też było i tym razem. Lily podejrzewała, że wieść o jej zmianie stopniowo rozprzestrzeniała się już na peronie. Pewnie jakaś piątoklasistka, powiedziała, że ta dziwna dziewczyna to chyba ta Ruda od Pottera. Potem wieść doszła do innych jej koleżanek, które biegając po pociągu roznosiły fascynującą informację do każdego przedziału, w którym był ktoś, kto mógłby się choć odrobinę nią zainteresować. Następnie miejsce miały niewinne rozmowy na temat usłyszanej plotki, która naprawdę nie pasowała do obiektu rozważań, kolejno przychodziło długie wyczekiwanie, różne opinie, aż w końcu dochodziło do starcia między pogłoską i rzeczywistością, w którym obie okazywały się prawdą. Właśnie tak było w przypadku Lily, która z satysfakcją dostrzegała zainteresowanie jej osobą. Oczywiście nie chodziło tu o to ażeby zyskać popularność albo wzbudzić u innych respekt swoim dość kontrowersyjnym ubiorem i odmiennym zachowaniem. Rudowłosa tak naprawdę nigdy nie szukała pogłosu, wolała trzymać się gdzieś w środku otoczona przez twardy mur swoich przyjaciół i bliskich znajomych. Jednak z wielu różnych przyczyn nie udawało jej się to. Ludzie zawsze spoglądali na nią z ciekawością, z początku postrzegana była jako ta nadzwyczajnie uzdolniona, ruda dziewczyna, wszyscy fascynowali się tym, że dziewucha z mugolskiego domu przebija czarodziejów we wszystkim, później pojawił się ten pacan Potter, przez którego Lily znalazła się w centrum zainteresowania plotkarskiego społeczeństwa, żywiącego się na cudzy koszt, a teraz…
Teraz będzie inaczej, pomyślała z satysfakcją, przypominając sobie twarze innych uczniów, którzy ze zdziwieniem przyglądali się jej zmianie.
- Panna Perfekcyjna o tej porze poza łóżkiem? To nieprawdopodobne! – Kpiący głos dobiegł rudowłosą od strony drzwi prowadzących do damskiej toalety. Od razu rozpoznała jego właściciela. Niechętnie przyjęła do świadomości myśl, że jest z nim sam na sam pośrodku pustego korytarza i będzie zmuszona do rozmowy z tym osobnikiem. Wywróciła oczami, próbując tym samym odgonić od siebie rosnącą irytację i z cieniem uśmiechu na ustach odwróciła się w kierunku swojego potencjalnego rozmówcy, starając się jednocześnie nie myśleć co robił w pomieszczeniu, które właśnie opuścił.
- Masz świadomość, że to damska toaleta?
- Naprawdę? – Udawane zdziwienie zmieszało się z rozbawieniem. – To wyjaśnia brak pisuarów! Już się bałem, że to ze mną jest coś nie tak… Po prostu dziewczyny mają uboższe kible i brak umiejętności sikania na stojąco.
- Muszę cię zmartwić, ale twoje obawy są wyjątkowo trafne – westchnęła z drwiącym uśmiechem na ustach. – Coś jest z tobą nie tak, Black.
            Chłopak roześmiał się jakby na potwierdzenie słów Lily, która wpatrywała się w niego z założonymi rękoma. Syriusz Black należał do grona osób, które wyjątkowo ją irytowały, ponadto robił to celowo i czerpał z tego ogromną satysfakcję. Ta dwójka poznała się, jak to zazwyczaj bywa, w pierwszym dniu szkoły. Wówczas Syriusz wydawał się być miłym, energicznym chłopcem, ale niestety prawda okazała się inna i Evans trafiła do jednego domu z przemądrzałym, narcystycznym pacanem. Wielokrotnie była świadkiem tego, jak Black łamie serca niewinnym, ale i naiwnym dziewczyną, które mu się znudziły i postanowił je zostawić jak stare, zakurzone zabawki. O tak, to właśnie tym zajmował się Gryfon, kiedy nie hasał ze swoimi przyjaciółmi po zamku i nie rzucał zaklęć na kogo popadnie. Lily trudno było stwierdzić, co bardziej ją denerwuje w tym osobniku – egoistyczna postawa przesączona pewnością siebie i urok osobisty poparty urodą (której nie mogła mu niestety odmówić), czy może przekonanie o swojej wyższości nad innymi i niewątpliwa słabość do znęcania się nad słabszymi. Lily zazwyczaj ignorowała osoby, takie jak Syriusz, żeby nie uprzykrzać sobie życia. Najgorsze było to, że trudno było unikać Blacka, kiedy mieszkało się z nim w tej samej wierzy i chodziło się na te same lekcje – krótko mówiąc byli na siebie skazania i na ciągłe irytowanie siebie nawzajem.
- Wiesz, podziwiam cię, Evans – westchnął, kręcąc głową jakby z niedowierzaniem.
- Doprawdy? Czym sobie zasłużyłam na taki zaszczyt?
- Od rana krąży plotka, że podobno się zmieniłaś, że nie jesteś już tym nudnym rudzielcem, który siedzi z nosem w książkach albo głową w kociołku. – Uśmiechnął się, podchodząc bliżej Lily, która ciągle stała niewzruszona i mierzyła go wzrokiem. – Zaskakujące, że potrafisz wprowadzić w błąd całą rzeszę ludzi. Nawet Remus zastanawia się nad tym, co się z tobą stało.
- Nie rozumiemy się chyba – odchrząknęła, przystępując z nogi na nogę. Rozmowa zaczynała schodzić na niewskazany tor, którego Lily chciała uniknąć. – Dlaczego uważasz, że kogoś wprowadzam w błąd?
- Oj Lily, Lily… - Syriusz pokręcił głową z politowaniem. Spojrzał na nią jak na małe dziecko i schylając się, tak żeby zrównać się z nią wzrostem, położył jej rękę na ramieniu. – Doskonale wiemy, że to przebranie, choć imponujące, jest tylko chwilowe i tak naprawdę nic nie zmienia. Pod tą skorupką buntowniczki nadal jesteś biedną, malutką Evans.
- Uważasz się za osobę, która wie kim jestem? – spytała z złością Lily i odsunęła się od Blacka.
- Znamy się już kawał czasu, Evans. Zdążyłem cię trochę poznać i… Uwierz mi, widać kiedy ktoś udaje kogoś, kim nie jest – powiedział, ściszając głos, tak, że rudowłosa musiała się wysilić, aby go w ogóle usłyszeć. – A ty właśnie to robisz.
            Lily wciągnęła raptownie powietrze, zaciskając boleśnie szczękę, a na twarzy Syriusza pojawił się uśmiech satysfakcji. Wydawało mu się, że ją rozpracował, że ona tylko udaje. Wydawało mu się, że zwyciężył tą bitwę, ale nie był świadomy, że nie do końca miał rację. Faktycznie zachowanie Gryfonki mogło przypominać udawanie kogoś, kim się nie jest, ale nikt nie mógł zauważyć jej wewnętrznej zmiany, która również się pojawiła. Ochota nawrzeszczenia na Blacka, zniknęła prawie w tym samym momencie, w którym się pojawiła. Lily odetchnęła i pokręciła głową. Ta sytuacja wydała jej się strasznie komiczna. Obawiała się tego momentu. Zastanawiała się nad tym, kiedy i kto ją rozpracuje, a tu nagle zjawia się panicz Syriusz, który uważa, że pozjadał wszystkie rozumy i mówi jej, że o wszystkim wie, ale tak naprawdę nie wie o niczym. Lil roześmiała się głośno i wesoło, jakby usłyszała naprawdę dobry żart, a jej rozmówca wpatrywał się w nią uważnie. Być może zastanawiał się, czy nie zabrać dziewczyny do skrzydła szpitalnego, bo takie nagłe wybuchy śmiechu nie leżały w naturze rudowłosej.
- Z czego się śmiejesz? – zapytał Black, ale ona nie odpowiedziała. Pokręciła tylko głową i ogarnięta niezrozumiałą wesołością, wyminęła chłopaka i ruszyła przed siebie. Ten rok zapowiadał się wyjątkowo dobrze i Lily miała zamiar zrobić wszystko, by taki właśnie był.
***
            Wieża Gryffindoru była miejscem niezwykłym, a przynajmniej tak wydawało się mieszkającym w niej uczniom. Każdy Gryfon czuł, jak przepełnia go duma, gdy przyrównywano go do wielkiego założyciela Godryka Gryffindora. Większość uczniów jego domu pragnęła być ludźmi prawymi, honorowymi i odważnymi, być równie szlachetnym co Gryffindor. Szczycili się swoimi barwami i na każdym kroku starali się udowodnić, że zasługują na noszenie herbu z lwem. Dla Gryfonów bardzo ważne było przynależenie do Gryffindoru.
            Także ich Pokój Wspólny był dla nich istotny i spędzali w nim mnóstwo czasu. Wieża Gryffindoru była wielką sześciokątną basztą, do której wchodziło się przez przejście ukryte za portretem Grubej Damy. Gdy już odsłuchało się jednej z męczących arii operowych, które Gruba Dama ciągle śpiewała, można było wejść do sporej wielkości salon – serce domu lwa. Pokój był podzielony na trzy strefy: jedna – najbardziej oblegana – z kominkiem, nad którym wisiał ogromny portret Godryka, wygodną sofą i kilkoma fotelami, druga również zaopatrzona w komfortowy wypoczynek, ustawiony naprzeciwko wielkiego okna z widokiem na hogwarckie błonia i trzecia praktycznie odgrodzona od innych przez wysokie, wypełnione po brzegi książkami regały. Przestrzeń miedzy tymi strefami wypełniały niewielkie stoliki, przy których się uczono albo grano w magiczne szachy. Czasami miało się wrażenie, że gdy w Pokoju Wspólnym pojawia się więcej osób niż zazwyczaj, pomieszczenie się powiększa, żeby pomieścić wszystkich. Ponadto wchodząc do paszczy lwa, od razu było wiadomo, gdzie się znajduje. Każdy element dekoracyjny był w kolorach Gryffindoru. Od głównej wieży wychodziły dwie kolejne, w których znajdowały się dormitoria.
            Spędzając czas w Pokoju Wspólnym, można było się wiele nauczyć, pod warunkiem, że posiadało się rzadką umiejętność słuchania. Lily mogła pochwalić się taką właśnie zdolnością. Siedząc w ciemnym kącie, pod ciepłym, wełnianym kocem, miała doskonały widok na całe pomieszczenie, w którym, mimo późnej godziny, było jeszcze sporo osób ze starszych klas. Przyjaciele nadrabiali całe dwa miesiące niewidzenia się, opowiadając o swoich wakacjach, planując najbliższy rok i plotkując.
            Lily nie była wielbicielką plotek, sama starała się wystrzegać obgadywania ludzi za ich plecami, jednak nie można było tego powiedzieć o innych. Hogwart był dużym zamkiem, w którym mieszkało wiele osób i o tych właśnie osobach krążyło mnóstwo plotek. Wieść szła z ust do ust i nim ktoś się obejrzał, całe społeczeństwo uczniowskie żyło informacją dnia. Znaczna większość uczniów karmiła się plotkami, które wcześniej rozprzestrzeniła, a Lily trwała obok tego wszystkiego. Ludzie byli bardzo gadatliwi i uwielbiali wyolbrzymiać każda najmniejszą drobnostkę. Evans tego dnia mimowolnie słyszała już tysiące wersji, dotyczących jej przemiany. Był to jeden z głównych tematów rozmów, chociaż słychać było inną konkurencyjną sensację.
- Słyszałaś o niej?  - pytano się szeptem, a Lily zaciskała zęby, żeby nie powiedzieć komuś, aby nie wtykał nosa w nieswoje sprawy.
- Tak, podobno to się stało w Dolinie Godryka – mówił ktoś inny. Lily nieświadomie łączyła w głowie fakty.
- Też o tym słyszałam! Ci, którzy byli na tej imprezie, mówią, że ona zrobiła to na pewno, ale niewiadomo kto jej w tym pomógł. – Kolejna osoba dorzucała swoje trzy knuty. Evans ciarki przechodziły, gdy słuchała jak ktoś bezwstydnie komuś obrabia tyłek, a złość ją ogarniała, wtedy, gdy w głowie pojawiała się myśl, że z pewnością tego kogoś zna.
- Ja nie rozumiem, jak ona może teraz spojrzeć w swoje odbicie. Ja, na jej miejscu, brzydziłabym się sobą.
            Lily co prawda nie lubiła plotek, brzydziła się nimi, ale zdawała sobie doskonale sprawę, że w każdym z tych kłamstw jest ziarnko prawdy – pytanie jak duże? A że rudowłosa zawsze starała się bronić faktów, starała się dobrnąć do genezy całego zamętu. Czy była ciekawa? Owszem, była. Jednak nie było w tej ciekawości nic, co łączyłoby ją z naczelnymi plotkarami. Lily od zawsze czuła pociąg do wiedzy, a wiedza była prawdą, więc starała się dowiedzieć prawdy. Tym razem też czuła tą potrzebę. Wiedziała, że jakaś ona zrobiła coś w Dolinie Godryka i że ktoś miał jej pomóc. Podejrzewała też, że to wszystko jest związane z osobą, którą znała, a jeżeli faktycznie tak było, to nie mogła pozwolić, by ktoś rozpowiadał na jej temat kłamstwa.

            Zaczął się nowy rok, pomyślała, nowe plotki, nowe kłamstwa, a ty w środku tego wszystkiego.


KOCHANI, WERBLE PROSZĘ! 
Tak, tak, dobrze widzicie! Rozdział numer dwa oficjalnie się pojawił! UDAŁO SIĘ! To niemały sukces - musicie mi przyznać rację! Długo czekaliście, oj długo, ale mam nadzieję, że było warto i rozdzialik przypadnie Wam do gustu. Staramy się jakoś rozkręcić, ale nie mamy zamiaru nawrzucać do treści od razu mnóstwo akcji i informacji. Dlatego może Wam się wydawać, że pierwsze rozdziały są odrobinkę nudnawe i - jak to AT ujęła - ciągną się jak flaki z olejem. Tak więc macie sporo opisów, ażeby nie było wątpliwości gdzie się wszystko dzieje i trochę mniej dialogów. W kolejnym rozdziale pojawi się więcej postaci, ale czy coś nam się wyklaruje - tego nie powiem. 
Zaszły spore zmiany - prawda? Blog wygląda cudownie! Tutaj proszę o owacje na stojąco dla AlohomoryTej. Musicie przyznać - zdolna z niej bestia! Szablonik skromy, nagłówek nietypowy - dla mnie bomba! Tak, żeby pozbyć się wszelkich wątpliwości:
*Strony znajdując się w kółeczkach, które są wplątane w nagłówek 
*Wszystkie inne gadżety pojawiają się po najechaniu na kolorowe prostokąciki po bokach ekranu
*Mamy CHAT!!! To ten jasnozielony prostokącik po prawej! ->
W najbliższym czasie może pojawić się kilka zmian w gadżetach, bo AT znowu coś nie pasuje. Będą to niewielkie zmiany, więc nie bójcie się. 
Chyba skończę tu biadolić i zaproszę Was do czytania i komentowania, i spędzenia miło czasu, i obserwowania, i wszystkiego co można na blogach robić.Całuję wszystkich w oba policzki, Viv

3 komentarze:

  1. Wspaniałe. Cieszę się, że udało wam się napisać nowy rozdział i wyszło wam cudownie. Faktycznie akcji za wiele tu nie ma, ale przecież lepiej przedstawić najpierw otoczenie, w którym dzieje się akcja.
    Za mało Huncwotów! Wiem, że to opowieść o Lily, ale brakuje mi Wielkiej Czwórki.
    Syriusz wyszedł wam świetnie. W pierwszym rozdziale był pokazany jako zwykły chłopak, a tutaj to paniątko o bardzo dużym mniemaniu o sobie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie. Blog fajnie się zapowiada. Bardzo ciekawa ta przemiana Lily. Syriusz też jest u Was inny niż zazwyczaj i bardzo fajnie opisany. Macie genialną grafikę i jedyny minus to czas dodawania kolejnych rozdziałów. Mam nadzieję że ten trzeci będzie szybciej. Życzę powodzenia w dalszym pisaniu.
    Magda g
    PS. Przepraszam ale poprzedni komentarz mi się usunął.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma dla mnie usprawiedliwienia, nie ma, nie ma. A jednak się wytłumaczę.
    Rok szkolny za pasem, kończy się semestr, ostatnie sprawdziany - wiadomo. Należę na szczęście do grona tych szczęśliwców, którzy nie muszą niczego poprawiać ;) Ponadto w ostatnią sobotę był etap rejonowy konkursu kuratoryjnego z polskiego, który udało mi się przejść z drugim najlepszym wynikiem w szkole (1 punkt! >.<), musiałam więc przeczytać lektury (a o ile po pewnym czasie fabuła "Pana Tadeusza" się rozkręca, to "Wehikuł Czasu" Wellsa ciągnie się i ciągnie bez żadnej akcji przez jakieś bite trzy godziny >.<). Teraz pewnie też przez długi okres nic nie napiszę ani nie skomentuję, bo na etap wojewódzki z polskiego jest "Potop". I jeden z tomów Idy Fink. Więc... cóż.
    A teraz, do rzeczy. Sprawdziłam rozdział tak, że wkleiłam go sobie do Worda i zaznaczałam błędy, i dopisywałam komentarze. I pozwoliłam sobie ten dokument wysłać mailem Alohomorze (bo maila Vivian nigdzie nie znalazłam, chociaż mogę być ślepa po prostu), a pod rozdziałem tylko skomentować treść.
    Już na shoutboksie pisałam, że rozdział przyjemny. Taki lekki, trochę podkręcony przez rozmowę Lily z Syriuszem (według mnie macie na Syriusza bardzo ciekawy pomysł, czekam z niecierpliwością, jak to się rozwinie). Podoba mi się również ostatni podrozdział, czyli nasza Ruda wyciągająca wnioski z plotek. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału myśląc tylko o tym, kim jest owa ona, co zrobiła i z czyją pomocą. Za umiejętność trzymania czytelnika w napięciu wielki plus, mi to tak łatwo nie wychodzi...
    Cóż jeszcze mogę dodać? Dużo weny, czasu i chęci ;)
    Pozdrawiam, Atria Adara

    OdpowiedzUsuń